Jak nie ulegać trendom czyli o szczęściu...
Znacie to uczucie kiedy wchodząc piąty raz do kuchni nadal widzicie niepozmywane gary ale nadal nie czujecie weny żeby się za nie wziąć? Nie? To nie jest post dla Was!
Ja do swojej kuchni z wspomnianym wyżej uczuciem mogę wchodzić nawet jedenaście razy i jak weny nie ma to nie ma. Jak z pisaniem. Nie masz na to wpływu. Zmuszać się? Brrr co za obrzydliwe stwierdzenie. Oczywiście, że nie! Na wszystko przyjdzie pora. Nie namawiam żebyś zwlekał przez kilka dni bo zabraknie ci naczyń, a kuchnia przestanie być jednym z najchętniej odwiedzanych pomieszczeń w domu jednak pamiętaj – nic na siłę.
Wiedz jednak, że niepomyte naczynia nie są ujmą na honorze, chyba że czekasz na test białej rękawiczki i order perfekcyjnej pani domu od Anthei Turner albo innej Małgorzaty Rozenek. Jest jeszcze jeden przypadek kiedy te gary piętrzące się w zlewozmywaku zamiast starannie ułożone w szafkach mogły by przyprawić o zawrót głowy – wizyta teściowej.
Jaki z tego wniosek? Nie wdawaj się w stałe związki i nie zapraszaj do chaty nikogo kto ma przy sobie białe rękawiczki. We wszystkich innych przypadkach zamknij drzwi od kuchni.
Możesz też kupić zmywarkę choć jestem jedną z tych osób, które żyją w przekonaniu że choć zmywarka to najcenniejszy sprzęt AGD to przy osiągniętym obecnie poziomie lenistwa niewiele zmieniłaby w moim życiu. Ponadto poproś po prostu znajomych żeby zawsze dawali ci znać, że są w drodze do ciebie. Wtedy będziesz mieć czas na przedarcie się przez minimum kilka pięter swego bałaganu i nie odkrywanie wszystkich kart.
Proste?
Skoro proste możesz teraz pogodzić się ze swoim współlokatorem bałaganem i wyciągnąć się na sofie. Grunt to akceptacja! Bałaganu i siebie. Tudzież... Ruszyć dupkę i zrobić porządek w kuchni. Wybór należy do ciebie.