Napisz książkę mówili. Zacznij pisać mówili. Powinnaś. Jesteś do tego stworzona. Tym czasem ja nie potrafię nawet redagować tekstów.
Niech jednak wszystko będzie od początku choć nie liczyła bym na twoim miejscu na prawdziwą chronologię. Pamięć płata figle, również tym którzy piszą historię dlatego tak ciężko dociec prawdy.
Mam życie jakiego chciałam i ty też takie masz albo będziesz mieć ale uważaj na to czego sobie życzysz ponieważ nie zawsze rezultat może sprostać naszym oczekiwaniom.
Zawsze chciałam mieszkać w mieście, najlepiej dużym. Nie planowałam rodziny i gromadki dzieci choć jak większość panien marzyłam o za mąż pójściu. Były studia, był chłopak i następny. Był pierścionek. Jaki kopciuszek taka bajka. Studia rzuciłam, jak narzeczonego z resztą. Przeżyłam nie jedno złamanie serca jak mi się wtedy wydawało. Za każdym razem umierałam z rozpaczy by chwilę później dać się porwać następnej mniejszej, lub większej namiętności.
Wyjechałam do UK. Nie, nie zaczynałam od zmywaka, ani nie musiałam sprzątać u nikogo w domu choć gdybym musiała to ta praca na pewno nie byłaby w niczym gorsza od innych. Miałam stosunkowo lekkie początki. Męcząca była odległość i tęsknota, ale z nimi też można zawrzeć deal. Od domu do domu, od związku do związku dotarłam do prawdziwego złamanego serca. Bolało. Rekonwalescencja trwała kilkanaście miesięcy. Pomogli mi przyjaciele, jak zwykle. W całym moim życiu to na nich nie mogę narzekać. Są daleko i nie dzwonimy do siebie kilka razy w tygodniu a nawet czasem zapominamy o sobie na miesiące, ale kiedy dzieje mi się krzywda są ze mną. On też był… i krótko po złamanym sercu, i wczesniej. Był też później. Niestety przez niedługi czas bo tak zechciał los. Tylko, że nie o smutku dziś piszę więc zostawmy za sobą te życiowe zakręty, wzloty i upadki. Jestem tu.
A gdzie jest to tak zwane tu? Otóż w mieszkaniu na pierwszym piętrze, w samym centrum nie najmniejszego miasta. Budynek stoi przy starym mieście a z okien widać wodę wpuszczoną przez groblę prosto z mariny. Brzmi nieźle prawda? Żyje sama bo przecież lepiej być singlem niż tkwić w niewłaściwym związku. Taki frazes, który wielu powtarza a ty zaczynasz w niego wierzyc. Istotnie lepiej żyje się w pojedynkę niż z wiecznie zapłakanymi oczyma i nadwyrężonymi od kłótni strunami głosowymi jednak powiedzmy sobie szczerze cisza i samotność choć nie doprowadzają do łez to hartują. W środku nadal bardzo miękka i stęskniona za tak wieloma rzeczami ale z zewnątrz powleczona jakby bronzem, który z czasem przykrywa patyna. Ładniej brzmi niż zielenieć z zazdrości kiedy patrzysz na te wszystkie pary, które mimo niedoskonałości zwiazkowych jednak prą do przodu.
Jestem tu. Po trzydziestce. Bez ukończonych studiów. Bez pierscionka czy obrączki na palcu, nawet bez kota obok jak na starą pannę przystało. Z praca, która lubię choć przy zbliżającym się kryzysie ekonomicznym kto wie jak dlugo. Bez większych planów na przyłość. Jestem tu.
Jstem jak kot. Zaskoczę cię ale one wcale nie przywiązują się do miejsc ale do ludzi. Wybierają sobie człowieka i obdarzają go zaufaniem. Jestem jak kot. W małym czy dużym mieście. W Polsce, Wielkiej Brytanii czy innym kraju. Zawsze będę marzyć o czymś więcej. Zawsze będzie mi się wydawało, że jest mało. Może dlatego, że idę sama, a z drugiej strony obawa przed ograniczeniem mojej wolności jest tak spora, że bronz czy inny stop metalu, który miałby mnie pokryć nie jest wcale taki zły. Zatem jestem tu, ale mając w sercu ludzi których potrzebuję by oddychać jutro mogę mieszkać zupełnie gdzie indziej.